Wróć do artykułów

Psyjaciółka

Bez kategorii

Kiedyś wydawało mi się, że większość życia walczyłam sama. O ukończenie kilku kierunków studiów, prowadzenie firmy, dbanie o rodzinę i nasze relacje, opiekę nad bliskimi. Z biegiem lat powoli docierało do mnie, że tak naprawdę nigdy sama nie byłam. Gdy przychodziły bardzo poważne problemy i wyzwania w moim życiu, to zawsze byli przy mnie oni.

Pisałam o nich wielokrotnie.

Dziękowałam za to, że wytrwali przy mnie i ze mną. Mama, siostra, mąż, szwagier. To taka stała ekipa, która wymieniała się w moim życiu w zależności od potrzeb. Wiedziałam, że na nich zawsze mogę liczyć. Był jeszcze jednak ktoś, o kim nigdy wcześniej nie mówiłam, a dziś chciałabym Wam ją przedstawić. Dlaczego? Bo dzięki niej, jestem dzisiaj w tym miejscu i właśnie taka. Lepsza niż kilkanaście lat temu – to na pewno.

Poznałyśmy się ponad dziesięć lat temu na studiach.

Obie już świadome kobiety, które podjęły decyzję, że chcą ukończyć psychologię. Historia zaskakująca. Okazało się, że ona jeździła samochodem należącym wcześniej do mojego męża,  którym jechaliśmy do ślubu. Przypadek? Nie wierzę w przypadki!

Nie tylko to nas łączyło.

Podobne podejście do życia, poczucie humoru, dystans do wielu kwestii, przemyślenia o życiu, ale też najważniejsze: podejście do zadań. Ja i ona wszystko na studiach robiłyśmy od ręki. Nowy wspólny projekt zadany przez wykładowcę na za dwa miesiące, robiłyśmy w pierwszym tygodniu po wyznaczeniu terminu. Tak radziłyśmy sobie z narastającym stresem. Obowiązkowość to nasze drugie imię. Padałyśmy na twarze ze zmęczenia, ale nigdy nie zawaliłyśmy terminu. Zawsze przygotowane do egzaminów, bo przecież nie wypada w tym wieku inaczej.

Kasia.

Tak ma na imię. Elegancka, inteligentna, z klasą, a równocześnie pełna energii jak mała dziewczynka, która będąc w składzie zabawek wciąż odkrywa nowe przedmioty. Z takim poczuciem humoru, że nawet po śmierci mojego taty potrafiła mnie pocieszyć, odwrócić uwagę, po prostu być ze mną. Gdy mam problem, a jego rozwiązanie graniczy z cudem, to wiem, że ona podpowie mi rozwiązanie. Zada kilka wnikliwych pytań, a na koniec poda odpowiedź, która będzie wydawała się wręcz oczywista i trafiona.

Jest tolerancyjna.

Znosi cierpliwie wszystkie moje wybryki i niefrasobliwe stwierdzenia, obracając je w żart i przypisując do typu osobowości. Naśmiewa się ze mnie, gdy po raz miliardowy popełniam ten sam błąd i ze zdziwieniem obserwuję, że efekt nie jest oczekiwany. Wtedy cytuje Einsteina: „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów.” Uwielbiam jej lekko cyniczne podejście i sarkazm! Używa ich tylko wtedy, gdy wie, że druga osoba to zrozumie i przetrzyma. Dlatego w stosunku do mnie stosuje nagminnie. 😊 

Na zewnątrz silna,

wewnątrz bywa różnie. Okazuje się, że każda z nas skrywa w zakamarkach swej psychiki wrażliwe wspomnienia. Ale kto ich nie ma? Natomiast jedno wiem na pewno: zawsze mogę na nią liczyć.

Możemy nie rozmawiać

ze sobą miesiącami czy latami, a potem wracamy do rozmowy tak, jakby zakończyła się wczoraj. Potrafimy wybaczać, przyznawać się do błędów i przepraszać. Zawieść ją, to jak strzelić sobie samemu w pysk. To ujma na honorze, bo nie możesz zawodzić osób, na których tak bardzo Ci zależy.

Dzięki niej mam dzisiaj firmę

w takim stanie rozwoju, o jakim nawet nie marzyłam. To ona wspierała mnie, gdy wydawało mi się, że nie ma wyjścia. To było kilka lat temu. To ona mówiła, że czas wyjść poza strefę komfortu i nie bać się co przyniesie jutro. Wmawiała mi, że jestem inteligentna i odważna, gdy wydawało mi się, że większego i bardziej przerażonego osła na świecie już nie ma! A gdy płakałam w rozpaczy pozwalała mi, bo wiedziała, że tego w tamtym momencie mi trzeba. Nie mówiła, że będzie dobrze, gdy obie wiedziałyśmy, że na to nie ma szans. Po prostu była.

Życzę każdemu,

aby miał taką swoją Kasię, która potrafi konfrontować, inteligentnie ripostować, trzymać za rękę i wspólnie płakać, a ponad wszystko być, wtedy gdy jest najbardziej potrzebna. Kasiku, dziękuję za te kilkanaście lat naszej przyjaźni! To dzięki Tobie rozwinęłam się lidersko, pozyskałam wgląd w siebie i zobaczyłam, że świat nie jest pełen przeciwników. Nauczyłam się śmiać, gdy chcę i nie płakać, gdy nie warto. Schowałam kolce i odkryłam, że bycie wrażliwym człowiekiem nie musi być ujmą. Dzięki Tobie przetrwałam najtrudniejsze chwile mojego życia! Dziękuję Psyjaciółko. Psyjaciólko, bo tak do siebie mówimy.

Małgorzata Bieniaszewska

Zobacz więcej

Wróc do artykułów