Wróć do artykułów

Rekrutacja z perspektywy pracodawcy

HR oczyma zarządu

Ostatnio pisałam o tym jak na rozmowie rekrutacyjnej odpowiadać na pytanie o wady. Przekonywałam, że ważnym jest, aby umieć mówić otwarcie o swoich zaletach i być z nich dumnym.

Ale dzisiaj chciałabym zdradzić Wam tajniki rekrutacji z perspektywy pracodawcy. Zakazany temat. Obszar domysłów kandydatów. Wielokrotne próby odgadnięcia oczekiwań potencjalnego pracodawcy najczęściej nieodkryte. Ile razy idąc na rozmowę zastanawialiście się jak to będzie? O co mnie zapytają? Co odpowiedzieć? Czy to aby na pewno dobry pracodawca? Perspektywa kandydata do pracy najczęściej jest sprowadzona do obaw, niepewności, a może nawet strachu.

A jak to jest z naszej strony? Strony pracodawcy poszukującego pracownika. Kochani toż to droga przez mękę. Wyboista, trudna, pełna pułapek.

😊

Po pierwsze, już od samego początku masz nadzieję na to, że ktoś wyśle CV. Dzisiaj rynkiem rządzi pracownik. On wybiera i  przebiera w ofertach. My natomiast uczestniczymy w wyścigu szczurów starając się zaskoczyć konkurencję nowymi pomysłami na rekrutację, która będzie skutkować pozyskaniem CV. To jest jak walka na ringu. Wygrywa silniejszy (czytaj: większy), sprytniejszy i bardziej kreatywny, ten kto myśli i nie kieruje się tylko instynktami. Jesteś Applem czy Googlem wszyscy modlą się, aby dla ciebie pracować. Jesteś firmą mniejszą z miejscowości nikomu nieznanej, „modlisz się” ty, aby oni chcieli przyjść. Jesteś sprytny i kreatywny, to będziesz zaskakiwał konkurencję swoimi twórczymi sposobami na złowienie kandydata. A jeśli nie jesteś, dajesz ogłoszenie na olx czy pracuj.pl i czekasz na….. na nic, bo dzisiaj ludzie już nie czytają standardowych ogłoszeń. W przypadku mojej firmy mogę otwarcie się pochwalić, że tego problemu nie mamy. Kreatywny dział HR i dział marketingu czynią cuda. 

Załóżmy, że CV już przyszło. To ten moment, w którym okazujesz radość, wybuchasz energią, podskakujesz, tańczysz, śpiewasz. Cokolwiek ci do głowy nie przyjdzie. Czujesz się wygrany. W końcu z całego globu, to właśnie ciebie wybrał nasz umiłowany kandydat. I już wydawałoby się, że witasz się z gąską, ale ….. dzwonisz, piszesz pod wskazane dane kontaktowe, a kandydat milczy. Nie ma. Zniknął. Przepadł. Zapadł się pod ziemię. Zwał jak zwał, ale efekt jest dramatyczny. Kandydata jednak nie ma.

Załóżmy też drugą opcję, że byłeś na tyle szczęściarzem, że jednak udało ci się dodzwonić. Radośnie umawiasz się na spotkanie. Oooo, nie, nie kochany pracodawco! To nie czas na fochy i poszukiwanie wolnego terminu w Twoim nienaruszalnym kalendarzu. Albo bierzesz co Ci dane, albo sorry, straciłeś kandydata, bo ten dostosowywać się nie ma zamiaru. Bezczelny powiadasz? Ależ skąd! Jak Ci zależy to się dostosujesz. Jak Ci nie zależy, to przecież miałeś wybór.

No to umówiliśmy się na spotkanie. Odświętnie ubrany (albo przynajmniej biznesowo) idziesz na spotkanie. A tutaj też zadziwienie, bo punktualność tak ceniona przez Ciebie, bardzo często nie jest tak ważna dla kandydata. Przychodzi, ale  „lekko” spóźniony o jakieś 20 minut twierdząc, że nie było innego połączenia. No cóż zrobić? Możesz narzekać, marudzić czy też nawet odmówić spotkania kierując się złością, ale pamiętaj, że wtedy straciłeś tę niepowtarzalną szansę porozmawiania z nim. Siadacie i zabawa się zaczyna…

Pytasz o zainteresowania, doświadczenie, wady, zalety, i takie tam różne zagadnienia myśląc, że jesteś oryginalny. Okazuje się, że jak w tym skeczu: „Synku, ty nie jesteś brzydki. Ty jesteś oryginalny.” Ty rekruterze jesteś jednak nudny i przewidywalny. Wysil się pracodawco kochany, albo już samą rozmową zniechęcisz Oczekiwanego! No to może z drugiej strony kombinujesz: „Proszę opowiedzieć coś o sobie.” Jest łatwiej, bo nie jest nachalnie. Nawet już jesteś z siebie dumny, że takie fantastyczne pytanie wymyśliłeś. Szanowny pracodawco, powodujesz natychmiastowe znudzenie u kandydata. Albo pytaj konkretnie albo wcale! -powinna brzmieć odpowiedź Zainteresowanego. I tym oto sposobem trafiasz na listę niechcianych pracodawców, bo zadajesz „dziwne pytania o niczym.”

😊

Myślisz sobie: zaskoczę Cię! Zamiast pytać, najpierw powiem czego możesz się spodziewać po nas. Co oferujemy. Kim jesteśmy. Jak jest u nas sympatycznie i jak ciężko czasami. Tu okazuje się,  że trafiłeś. Ale uwaga! Tylko nie za długo z tym opowiadaniem, bo zaśnie! Ci, którzy są takimi gadułami jak ja, mają zakaz chodzenia na rozmowy rekrutacyjne. Cóż zrobić. Już niejeden walczył zaciekle ze sobą, aby nauczyć się ziewać nosem w mojej obecności, kiedy to roztaczałam wizje przyszłości ze szczegółami. Mnie porwało…kandydata średnio. 

I ostatni etap: „Czy ma Pani/Pan jakieś pytania?” I odpowiedź: „Oczywiście”. Pada to znamienne i długo wyczekiwane pytanie: Ile? Masz tę przewagę, że zawsze możesz odwrócić kota ogonem i zapytać ile kandydata. Ale, uważaj i tutaj, bo możesz zejść na zawał. A jakby nie było, jeśli jesteś szefem, to mógłbyś się przydać jeszcze w niektórych kwestiach firmowych. Zakładając, że dopasujesz się do oczekiwań, jedyne co Ci pozostaje to mieć nadzieję.

😉

Umawiacie się na termin kilku dni, czasami tygodni, na podjęcie decyzji przez kandydata i przez Ciebie pracodawco. Czekasz znowu z nadzieją, że to właśnie TEN i, że będzie chciał podjąć pracę u Ciebie. Dzwoni! „Dzień dobry. Nie jestem zainteresowany. Dostałem lepszą ofertę pracy.” I cała zabawa zaczyna się od nowa. 

😊

Kochani kandydaci, rozmowy rekrutacyjne nie muszą być takie nudne i przewidywalne. Pracodawca nie zawsze oszukuje opowiadając niesamowicie pozytywne historie o atmosferze. Ja również nie oszukuję kiedy w trakcie rozmowy roztaczam prawdziwe wizje o firmie, w której ludzie się szanują i bardzo lubią, ale jednocześnie potrafią ciężko pracować i poświęcać swój czas nawet prywatny, gdy jest taka potrzeba. Nie kłamię i nie straszę dla zasady kiedy mówię, że u nas praca to wyzwanie dla ludzi, którym się chce. Że czasami jest bardzo trudno i mamy dość, ale później znowu jesteśmy zmotywowani i nam się chce. Tacy my. Jeśli komuś się nie podobamy, to trudno. Szanuję. Może kiedyś będzie nam dane się spotkać w trakcie jakiegoś networkingu i zobaczysz, że my faktycznie tacy jesteśmy. Z dystansem do siebie, sarkazmem i cynizmem wrodzonym.  Z ciężkim żartem, który pomaga nam wyjść z opresji, gdy wydaje się nam, że już gorzej być nie może. Potrafimy się śmiać z siebie. Spotykamy się na pogaduchach w przerwach, a niektórzy i po pracy. Lubimy siebie i właśnie o to tu chodzi. Lubimy, szanujemy i tolerujemy z wieloma przywarami każdego z nas.

Pamiętajcie również o dwóch istotnych kwestiach. Po pierwsze, dziś jest rynek pracownika, ale za jakiś będzie pracodawcy. Taka sinusoida panuje w każdym biznesie. Może w takim razie warto być mniej roszczeniowym i bardziej stawiać na terminowość i obowiązkowość. Osobiście bym gorąco polecała takie podejście.

Po drugie, kiedy szukamy pracownika nie oznacza to, że mamy zwolnienia. Wyobraźcie sobie, że dotrudnia się też ludzi ze względu na rozwój i potrzebę zwiększenia ich liczby w pracy. Wiem, to czasami Was zadziwia. Wolicie puszczać ploty, że idą zwolnienia i straszyć pozostałych, że są następni w kolejności. Przykro mi. Rozczaruję Was. Ostatnio tylko dotrudniamy, bo się rozwijamy.

Życzę Wam, drodzy kandydaci, rozmów, które Was zainteresują i zainspirują. A Wam, drodzy Pracodawcy, życzę wielu kandydatów, którzy będą chcieli pracować właśnie z Wami.

Małgorzata Bieniaszewska

Zobacz więcej

Wróc do artykułów