Wróć do artykułów

Czego nie wolno liderowi?

Lider od kuchni

Całe życie mówiono mi, że lider musi być opanowany, wyważony, stonowany. Pomijam, że najlepiej, aby nie był kobietą, bo to od razu kojarzy się z histerią. My kobiety jesteśmy z założenia histeryczne, emocjonalne i wątłe. Ponadto wrażliwe i delikatne. Jak to słyszałam, to zawsze czułam, że nie pasuję do tego opisu, że jest coś ze mną nie tak. A może ja po prostu nie jestem liderem takim jak wszyscy? Albo może większość nie jest taka jak z żurnala?

Jako lider, nie jestem zawsze stonowana.

Czasami, mam wrażenie, że zachowuję się inaczej niż większość. Na spotkaniu z Prezydentem RP potrafiłam zażartować, choć było to ryzykowne. W końcu to głowa państwa! Ale dla rozładowania napięcia, głównie mojego, po prostu rzuciłam żartem o tym, że następnym razem mógłby się nie spóźnić. Wariactwo powiecie, ale też z wyczuciem, gdyż oceniłam po jego zachowaniu, że to człowiek z dystansem do siebie i poczuciem humoru. A skoro tak, to buch, palnęłam dowcip i… wszyscy się śmiali, z nim na czele.

Uwielbiam żartować i to rubasznie.

Ulżyło mi, ale też rozluźniło to atmosferę i dało ciche przyzwolenie do podejścia z większym dystansem. Śmieję się tak, że kiedyś jeden z moich współpracowników nazwał to kulturalnie perlistym śmiechem. Chciał być uprzejmy i nie obrazić mnie mówiąc, że rżę jak koń na całą firmę. Raz, gdy byłam na kabarecie Dańca, to tak się śmiałam, że aż on przerwał występ i nie wytrzymał. Parsknął śmiechem z tego jak ja się śmiałam. A to przecież nie wypada właścicielowi firmy, szefowej, liderowi poważnego przedsiębiorstwa! Chciałam tylko zauważyć, że już sam fakt bycia kobietą nie-inżynierem nie wypada! Jakie jest odwieczne zdziwienie, gdy mówię, że nie jestem inżynierem i nie zamierzam nim być. Stałe pytanie jakie pada wtedy to: Jak pani zarządza firmą w branży automotive jeśli nie jest pani inżynierem?  Odpowiedź moja jest zawsze ta sama: A dlaczego ludzie oczekują, że należy być inżynierem aby dobrze zarządzać zespołem? Przecież to nie ma sensu.

Mówią, że w naszej firmie klimat jest specyficzny. Osobiście nie toleruję tego przymiotnika. W dzisiejszych czasach wszystko jest albo innowacyjne, albo specyficzne. A my po prostu jesteśmy sobą. Ironiczni, rubaszni, sarkastyczni. I świetnie się z tym czujemy! Faktem jest, że trudno będzie temu, kto bierze wszystko do siebie. Dlatego tym bez dystansu trudno wpasować się w nasz klimat. Bywa, że mija sporo czasu, zanim zorientują się w specyfice organizacji.

Jestem emocjonalna.

Staram się opanować jak tylko się da, ale czasami nie wytrzymuję. Nie wrzeszczę, ale puls przyspiesza, poliki nabierają koloru, a mózg paruje. Najtrudniejszy test na kontrolę emocji przechodzę obsługując klientów. Czasami mam ochotę krzyczeć, gdy mnie ktoś porządnie sfrustruje. Nie pozwalam sobie na to. Choć raz mi się zdarzyło kilka lat temu, że nie utrzymałam emocji pod kontrolą. Gdy klient wrzeszczał na mnie, że zatrudniam debili! Nie wytrzymałam i uniosłam się nazywając go bezmózgowym kretynem. Cóż, nie jest to powód do dumy, to prawda. Fakt, nie dałam rady opanować emocji. Mieszanka krzyku i frustracji klienta, plus jego bezczelność i obrażanie mojego zespołu, zrobiły swoje. Skapitulowałam. Najpierw, zgodnie z regułami emocjonalności, byłam tak wściekła i dumna z tego jak się nie dałam. Później, gdy emocje opadły, żałowałam. Nawet nie tego, że dałam się sprowokować. Żałowałam, że moja reakcja była aż tak emocjonalna. Zamiast postawić granice, zaatakowałam.

Przeklinam.

Z tego akurat nie jestem dumna. Nawet mi wstyd. Co ciekawe, przeklinam, gdy jestem zła, ale też gdy chcę podkreślić wagę wypowiedzi. Efekt jest mizerny, muszę przyznać. Nawet nie dlatego, że nie przystoi kobiecie i liderowi. Głównie dlatego, że bez problemu to kontroluję, gdy chcę. A wygląda na to, że nie chcę, skoro tak często nadużywam. A z drugiej strony, myślę, że wiele kobiet przeklina i się do tego nie przyznaje. Wiele znanych liderów przeklina tak często i trafnie zarazem, że, mówiąc uczciwie, bawi mnie to bardzo. Przykładowo Jakub B. Bączek.

Znany mówca motywacyjny, trener mentalny, w trakcie każdego swojego wystąpienia przeklina z dużym natężeniem, oceniając obiektywnie. A ja wciąż uważam, że jest genialny. Moje zdanie podziela tysiące jego odbiorców. Czy warto zatem gorszyć się na samą myśl o tym, że lider przeklina? A czy to czasami nie jest ludzkie? Tak długo jak nie robisz w towarzystwie osobistości. Tak długo, jak przekleństwa pozostają osadzone w kontekście. Wiem, wielu z Was powie, że to prostactwo. Cóż, muszę nauczyć się z tym żyć i bardziej kontrolować.

Jestem prostolinijna i bezpośrednia.

Z tego słynę. Mówią, że osobiście, jestem baaaardzo trudną klientką. Mówię co myślę. Oczekuję realizacji natychmiastowej niemożliwych zadań. Nie boję się rozmawiać z ludźmi o wszystkim. Nawet wtedy, gdy temat wydaje się być przerażający. Gdy rok temu zachorowała moja pracownica i walczyła o życie, wszyscy w pracy udawali, że nic nie wiedzą. Nie wiedzieli jak zareagować. Efekt? W większości nikt nawet nie zapytał co czuje, jak żyje. Ja od razu poszłam do niej i bezpośrednio zapytałam jak mogę jej pomóc w obliczu walki o zdrowie? Tak zaczęła się nasza prywatno-służbowa relacja, która trwa do dziś. Rozmawiałyśmy o bardzo trudnych sprawach związanych z chorobą. Dzisiaj, gdy ma nawrót choroby, znowu rozmawiamy otwarcie na trudne tematy. Bardzo to sobie cenię. Kiedyś mi powiedziała, że jestem jedną z nielicznych, które nie boją się z nią rozmawiać otwarcie o chorobie. A ja byłam zdziwiona. Dlaczego miałabym się bać? Z kim najlepiej się rozmawia o bólu, jak nie z osobą z bezpośredniego otoczenia?!

Nazywam rzeczy po imieniu.

Nie podoba się to większości. Czasami jest bolesne dla odbiorcy. Można powiedzieć, że nie mam wyczucia w tej otwartości. Bądź docenić w komunikacji fakt, że rozmawiając ze mną nie musisz się domyślać co mam na myśli. Nie owijam w bawełnę. Nie oczekuję, że rozmówca się domyśli. Po  prostu walę między oczy czasami z dużym impetem. Co ciekawe, zauważyłam, że ta autentyczność fascynuje ludzi. Gdy na jednym z moich pierwszych wystąpień, powiedziałam ile błędów jako lider popełniłam, wszyscy gratulowali mi odwagi. Gdy mówiłam, że to były bardzo trudne przeżycia i ile mnie kosztowały, gratulowali otwartości. Byłam zdziwiona. To co powiedziałam było szczere i bezpośrednie. Nie widziałam powodu, dla którego powinnam to ukrywać. A wielu ludzi biznesu było zszokowanych, że mam odwagę! Zostałam bezpośrednią dziewczyną z prowincji.

Problem rozwiązał się wtedy, gdy kilka miesięcy później coraz bardziej ujawniały się prawdziwe potrzeby odbiorców. Świat oczekuje bezpośredniości. Charyzmatycznych liderów, którzy mają wady i nie boją się o nich mówić. Pokazują swoje błędy, dzielą się doświadczeniami.

Nie udaję kogoś kim nie jestem.

W Polsce przyjęło się, że należy być skromnym. A na dodatek skromność, gdy jest fałszywa, nie przeszkadza. Nie wolno mówić o swoich sukcesach, bo to nie przystoi. Chwalić się osiągnięciami? A gdzież  tam! Lepiej stać grzecznie w kącie i czekać aż ktoś cię zauważy. W tym przypadku znowu się nie wpasowałam w standardowe kanony. Mówię otwarcie ile osiągnęłam, zarówno odnosząc się do swojej przemiany jak i rozwoju przywództwa. Jak również do osiągnięć mojego zespołu.

Przecież to jest prawie dwadzieścia lat pracy wielu setek ludzi! Dlaczego miałabym tego nie doceniać i się tym nie chwalić? Nie być z tego dumną? Z firmy garażowej staliśmy się organizacją, która sprzedaje na wszystkie kontynenty. Trzech konstruktorów stworzyło produkt w niewielkim mieście, który jeździ na całym świecie. Z dziewczynki bez wykształcenia przejmującej firmę, stałam się kobietą, przedsiębiorczynią. Choć nadal nie-inżynierem, ale z ukończonymi kilkoma kierunkami studiów. Mam swój bagaż życiowych doświadczeń, którymi się dzielę ku pokrzepieniu serc, aby zmotywować liderów do działania. Aby pokazać, że mogą przejść długą drogę, aby stać się kim tylko chcą. Jeśli będą uparci i wytrwali w działaniu, dojdą tam gdzie chcą.

Czy w związku z powyższym nie mogę nazwać się liderem?

Dlatego, że nie pasuję do utartych definicji. Bo jestem sobą. Nie łamię się pod naporem pieniądza, nie daję się również wtedy, gdy go nie ma. Doceniam życie rodzinne. Opieram swoje działanie na relacjach międzyludzkich. Oceniam ludzi, gdy z nimi rozmawiam. Szukam części wspólnych, bądź odmiennych, które mogą nas przybliżyć do celu. Pytam otwarcie, gdy nie wiem co dalej. Mówię, że nie wiem i oczekuję podpowiedzi. Przez ostatnie dwadzieścia lat tak robię i doszłam tu gdzie jestem. Do bycia właścicielem prężnie działającej firmy, której produkty jeżdżą na całym świecie. Firmy, która znajduje się w małej miejscowości Sulechów w województwie lubuskim. Jestem przekonana, że nasi klienci z Australii, Brazylii, Islandii, Bośni, Malty i wielu innych ciekawych miejsc świata, nie wiedzą gdzie jest to miasteczko, w którym wszystko się zaczęło i gdzie trwa do dziś. Jestem liderem i jestem z tego dumna.

Małgorzata Bieniaszewska

Zobacz więcej

Wróc do artykułów