Pomagaj dla samego siebie

Bez kategorii

Czy warto być człowiekiem gdy jest się szefem? Ten spór toczy się  nieustannie we mnie od lat. Zastanawiasz się czy lepiej patrzeć na wskaźniki biznesowe i mieć za nic problemy członków twojego zespołu? Czy może lepiej, dla własnego, dobrego samopoczucia, okazać zrozumienie, pomoc, wsparcie dla tych, którzy tego potrzebują? Ja wciąż jestem przekonana, że lepiej pomagać tym, którzy tego potrzebują i liczyć się z góry z tym, że nie zawsze otrzymasz coś w zamian.

Mam już kilka przykładów

na koncie gdzie osobiście czy jako firma pomogłam w prywatnych (najczęściej zdrowotnych) problemach moich pracowników. Ta satysfakcja, wewnętrzne zadowolenie z siebie, gdy czujesz, że to co zrobiłeś miało sens. Gdy obserwujesz jak twój pracownik walczący o życie wraca do zdrowia. Gdy zadajesz pytanie jak się czuje i słyszysz, że choroba się cofnęła, daje mi niepodważalną radość. Albo, gdy polecasz dobrego lekarza, bo dziecko twojego współpracownika trafiło do szpitala i nie potrafią mu pomóc. Albo, gdy ktoś uległ wypadkowi przez niestosowanie się do zasad BHP, a jego żona w tym czasie jest w zaawansowanej ciąży i pomagasz jak możesz, aby nie narażać jej na jakiekolwiek stresujące skutki. Równocześnie wozisz pracownika po szpitalach. Nie musisz, ale czujesz, że po prostu tak trzeba. To nie jest kwestia działania na pokaz. Nie raz to wsparcie jest ukryte, w tajemnicy, bo przecież nie wszyscy chcą się chwalić swoimi problemami. Nie każdy oczekuje oficjalnej pomocy. Moja zasada jest taka, że pytam. Może to jest to przekleństwo? Pytam czy mogę jakoś pomóc, bo myślę, że na tym polega człowieczeństwo.

Jakby się głębiej nad tym zastanowić,

robię to dla siebie. Bo gdy pomyślę czy byłabym w stanie patrzeć na ludzką walkę o życie i przejść obok tego obojętnie, to w głowie mi się nie mieści. Jak spojrzeć rodzinie pracownika w oczy, gdy wiesz, że mogłaś dla niego zrobić więcej? Jak zwolnić go tylko dlatego, że przebywał w szpitalu a później na zwolnieniu przez kilka miesięcy? Nie chcę mierzyć się z takimi rozterkami emocjonalnymi, ani dziś, ani jutro, ani za rok czy dwa! Chcę mieć przekonanie, że to co zrobiłam było ludzkie. Pokazało, że lider jest człowiekiem wrażliwym na problemy innych. A to, że na koniec nie odpłacą ci? Cóż, nikt nie powiedział, że to zawsze droga usłana różami. Daję sobie prawo do tego, aby mieć własne zdanie w tym przypadku. Obserwować radość ludzi z wygranego życia, ale nie mierzyć się z ich negatywnymi emocjami. Każdy żyje własnym życiem. Podejmuje własne decyzje i wybory. Uważam, ze dobrze wybrałam i dobrze robię. Gdyby po raz kolejny pojawiło się takie nieszczęście w życiu pracownika, pomogłabym znowu. Nawet wtedy gdyby jego zachowanie nie byłoby fair. Pomogłabym nie dla niego. Dla siebie. Aby móc patrzeć w lustro i czuć się wrażliwym człowiekiem.

Moja rada:

liderzy – pomagajcie nawet wtedy, gdy ktoś później wam nie podziękuje, bądź nie doceni swoim postępowaniem.

Pomagajcie nawet wtedy, gdy ludziom się wydaje, że im się to należy. Pomagajcie wtedy, gdy to wydaje się irracjonalne, bo pozytywnych efektów finansowych z tego nie ma. Wiecie jak dobrze jest wstać o poranku i pomyśleć, że to nie ty byłeś świnią, która zachowała się nieodpowiednio? Chodzisz wtedy dumnie po ziemi. Wiesz, że kolejny raz zrobiłbyś tak samo, mimo tego, że ktoś nie potraktował cię z wzajemnością w takiej samej sytuacji. Cóż, podobno jesteśmy egoistami. Jak widać o różnym natężeniu tej cechy.

red heart shape in family member’s hand holding
Małgorzata Bieniaszewska

Samoocena: masz na nią wpływ

Bez kategorii

[et_pb_section fb_built=”1″ _builder_version=”4.7.7″ _module_preset=”default” custom_padding=”4px|||||”][et_pb_row _builder_version=”4.7.7″ _module_preset=”default”][et_pb_column _builder_version=”4.7.7″ _module_preset=”default” type=”4_4″][et_pb_text _builder_version=”4.7.7″ _module_preset=”default” text_text_color=”#000000″ text_font_size=”16px” text_orientation=”justified” hover_enabled=”0″ sticky_enabled=”0″]

Myślałeś kiedyś o sobie tak źle, że już gorzej się nie dało? Obwiniałeś się o wszystko, traktując siebie jak nieudacznika? A może myślałeś, że jesteś tak fantastyczny, że nikt tobie nie jest w stanie dorównać? Cóż, nie ty jeden walczysz z poczuciem własnej wartości.

Zacznijmy od samooceny. Czym ona jest? To postawa, ogólny sposób, w jaki postrzegamy samych siebie. Wartościowanie jest tu niezmiernie istotne. To od niego zależy czy postrzegamy siebie jako osobę godną szacunku i akceptacji, zdolną do podejmowania samodzielnych decyzji. Czy może jako osobę, która nie jest warta zachodu. Samoocena to postawa w stosunku do samego siebie. Wypływa na nastrój, nasze osobiste i społeczne zachowania. Mierzy się ją w dwóch wymiarach – wysokości i pewności. Więc możesz mieć albo zawyżoną i pewną, albo zawyżoną i niepewną. Albo zaniżoną i pewną. Bądź zaniżoną i niepewną.

A teraz przejdźmy z teorii do praktyki. Zastanówmy się skąd bierze się nasza samoocena? Dam wam kilka przykładów.

Po pierwsze – od opinii naszych rodziców. Gdy byłam małym dzieckiem, często słyszałam że jestem ambitna, świetnie układam klocki. Czułam, że moi rodzice są ze mnie dumni. Dopiero w szkole od rówieśników dowiedziałam się, że rude i piegowate są gorsze. Rówieśnicy potrafią być bardzo bezpośredni i dotkliwi. A to rzutuje na nasze poczucie własnej wartości. Skoro wszyscy mówią, że jesteśmy gorsi, to zaczynamy w to wierzyć. To drugie źródło kształtowania naszej samooceny. Po trzecie – media społecznościowe otworzyły możliwość wylewania hejtu, często anonimowego, pod naszym adresem. To nie sprzyja dobremu samopoczuciu ani wysokiej samoocenie. Czujemy się zaszczuci i atakowani. A w konsekwencji czujemy, że nie mamy na nic wpływu. Często nie sposób wyciągnąć konsekwencji w stosunku do hejterów, którzy nas opluwają w sieci. Skoro więc nie mamy wpływu na otaczający nasz świat, to możemy dojść do wniosku, że nie jesteśmy wartościowym jego elementem. Takie myślenie bardzo często prowadzi do depresji, pogłębiającego się stanu niskiego poczucia własnej wartości.

Tak oto stajemy się nieasertywni, bezwartościowi we własnej samoocenie, niepewni i bardzo wrażliwi na krytykę. Nie wierzymy we własne możliwości i kompetencje. A wszystko zaczyna się w naszej głowie. I to od Ciebie zależy, czy będziesz miał stabilną samoocenę, czy dasz światu wejść sobie na głowę, tracąc wiele potencjalnych możliwości.

Trzymam za Ciebie kciuki, abyś zwracał uwagę na swoje dokonania i odkrył jak wielką wartość masz w sobie.

[/et_pb_text][/et_pb_column][/et_pb_row][/et_pb_section]

Małgorzata Bieniaszewska

Noworoczne postanowienia

Bez kategorii

Nowy rok się zaczął więc czas na tradycyjne planowania. W mediach społecznościowych, na forach internetowych, w serwisach, gazetach czy periodykach wszędzie porady dotyczące wyzwań, celów, zadań w nowym roku. Wszyscy jesteśmy ekspertami w tej dziedzinie! Czytając i słuchając tych wywodów można nabrać przekonania, że Polska dobrym planowaniem stoi. Tymczasem mam wrażenie, że niekoniecznie jest to zgodne z prawdą.

Zastanawiam się

dlaczego właśnie w tym czasie zaczynamy rozważać cele do osiągnięcia na kolejne 12 miesięcy? I dlaczego akurat na 12? Podejrzewam, że w myśl zasady nowy rok nowi my. Wierzymy bardziej w to, że wchodząc z impetem w kolejny okres, ściśle określony, nabędziemy większej motywacji do działania. Tymczasem z góry dajemy sobie ciche przyzwolenie do zaniechania realizacji już po kilku dniach od powziętych postanowień. Nie skupiamy się na tym dlaczego zaniechaliśmy działania, nie pytamy o to samych siebie tylko z miejsca przechodzimy do porządku dziennego. Któż chciałby się skupiać na porażkach?

Ten wspólne planowanie i wspólne zaniechanie działania już po kilku dniach nadal mnie zadziwia. Tym bardziej, że tysiące „ekspertów” doradza nam jak utrzymać motywację już chwilkę po tym, gdy zdefiniujemy wyzwania. Skoro co rok podejmujemy noworoczne postanowienia w podobny sposób jak zwykle, a za chwilę je porzucamy, to dlaczego dziwimy się, że efekt znów jest ten sam? Efekt, czyli porażka. To tak jakbyśmy lubili siebie zawodzić i czerpali z tego satysfakcję.

Ja preferuję jedną zasadę,

która sprawdza się od lat. Planuj, realizuj i monitoruj w sposób ciągły. Przez cały rok. Nie uzależniaj swoich decyzji i planów od nowego roku. Bo po co? Nie będziesz wtedy czuł presji związanej z tak zwanym owczym pędem całego społeczeństwa do planowania. Równocześnie pamiętaj o tym, aby oprzeć się prokrastynacji, czyli odkładaniu do ostatniej chwili realizacji zadania. Gdy wyznaczamy sobie cele z długofalowym terminem realizacji dość łatwo jest nam odraczać początek działania na ostatnią chwilę. W końcu mamy cały rok na podjęcie wyzwania, więc chwila zwlekania nie stanowi problemu. To zgubne podejście. Przekonujemy się o tym zwykle pod koniec roku, czyli stanowczo za późno, by podjąć kroki naprawcze przed jego zakończeniem. Efekt jest taki, że nie osiągamy zamierzonych rezultatów, co wprawia nas w poczucie winy i w kolejne negatywne emocje. Dlatego też bardzo skrupulatnie pilnuję, aby zabrać się do pracy chwilę po tym, gdy ją zaplanuję. Jednocześnie nie wyznaczam sobie zbyt wielu celów do osiągnięcia na raz, zdając sobie sprawę, że może być to trudne do osiągnięcia.

To co pisze nie jest odkrywczym

i innowacyjnym podejściem. Mam jednak nadzieję, że zachęcę Was do tego, aby nie ulegać przymusowi planowania z początkiem każdego roku z góry skazując się na porażkę.

Kochani – życie nie zaczyna się 1 stycznia! Życie toczy się każdego dnia.

To od nas zależy czy będziemy w procesie ciągłym realizować kolejne zadania i monitorować postępy. Czy skażemy się na frustrację i poczucie przymusu wyznaczania celów z początkiem każdego roku. Życzę wam wszystkiego dobrego w nowym roku i trzymam kciuki za dobre wybory!

Małgorzata Bieniaszewska