Wszystko to wina pracownika i już!

Bez kategorii

Aby nie było, że u nas zawsze tak kolorowo, dzisiaj opowiem Wam o tym jak można wylać dziecko z kąpielą. I prawie zrobiłam to ja! Doświadczony szef. No to jak to było.

Zatrudniliśmy człowieka do działu handlowego. Wydawał się poukładany, ale co najważniejsze bardzo zmotywowany. Nie rekrutowałam osobiście, bo jak pisałam ostatnio: lepiej jak mnie nie ma, bo zagadam na śmierć.  Przyszedł do mojego działu taki oto sympatyczny Rysio. Człowiek skromny i pokorny choć jak już później się okazało nerwowy jak diabli.

Na początku zadania dostawał ode mnie. Później od jego menadżera i…. również ode mnie. Szło trochę jak po gruzie. Mankament miał jeden: tak bardzo chciał i tak szybko, że biegał z takim zapałem jak nikt z nas…tylko nie bardzo wiedział w jakim celu.  Najpierw pobiegł, pomyślał trochę później. Jedno czego nie można mu było odmówić to ogromnych chęci i poczucia obowiązku. O co się go nie poprosiło to wykonał. Niestety nie zawsze dobrze. Po pewnym czasie denerwował mnie coraz bardziej. Mówiłam spokojnie, tłumaczyłam wytrwale, aż mnie już cholera wzięła któregoś dnia i struna pękła! No ileż można tłumaczyć?! Jeden błąd, drugi błąd, trzeci błąd, czwarty błąd……. Co nie zleciłam w większości było z błędem wykonane. Gdy zwracałam uwagę coraz bardziej poddenerwowana, że tak słabo nam idzie współpraca, Rysiek coraz bardziej był zdenerwowany. On walczył o posadę, ja o spokój i poprawnie wykonane zadanie. Któregoś dnia wydawało mi się, że już dalej nie damy rady. No przecież nie można się codziennie denerwować! Im bardziej zwracałam uwagę, tym więcej nerwów nas to kosztowało. Pomyślałam: szału nie ma, czas się żegnać. No, ale przecież nie powiem bezpośredniemu przełożonemu Ryśka, że go zwalniam ot tak. Trzeba z nim porozmawiać. Wypytać jak ocenia pracę swojego kolegi. Czy  jest równie „zadowolony” jak ja? Byłam przekonana, że mam rację w stu procentach! Dałam szansę wielokrotnie. Tłumaczyłam milion razy. Nic więcej zrobić nie mogłam! Nawet jeszcze wczoraj zaprosiłam Ryśka na rozmowę, aby mu powiedzieć, że ma się wziąć w garść i zacząć pracować poprawnie. I? I nic. Dzień po dniu kolejne błędy. Widać było jak bardzo się denerwował tymi spotkaniami ze mną. Niechęć narastała każdego dnia. Niechęć z bezsilności i wiecznego tłumaczenia. W końcu nikt nie powiedział, że ja jestem cierpliwa! Powiem więcej. Nie jestem.

Porozmawiałam z jego przełożonym. Tak. Przełożonym. W końcu chodziło o rozmowę dyscyplinującą jego pracownika, więc hierarchia musiała być! Tłumaczyłam zawile i zawzięcie, że z niego nic nie będzie. Że nie ma szans. Że zbyt się stresuje. Że nie mam siły już więcej tłumaczyć. Że najszczerzej w świecie mnie wkurza. Tak! Wkurza! Że jak sobie nie podetnę żył, to przegryzę jemu. Że albo on albo ja. Same rzeczowe, bezemocjonalne argumenty. Gdyby tak ktoś stał z boku to powiedziałby: WARIATKA! :O A jaka była reakcja menedżera? „Małgorzata, pozwól, że się tym zajmę.” Pytałam, błagałam, używałam mniej lub bardziej istotnych argumentów……i nic. Totalnie nic. Ten jak się uparł, to zwolnić nie chciał. W ciszy umysłu pomyślałam złośliwie: A niech to piorun strzeli! A zaraz po tym: No dobra. Sam mój drogi się przekonasz! Od tego momentu strzelając focha siermiężnego uznałam, że to już nie mój problem. I jak typowa baba, co chwilę sprawdzałam czy aby na pewno menedżer nie miał dosyć. Z dnia na dzień, żyjąc w wielkim przekonaniu, że Rysiek nie da rady, a kres jego pracy niedługo przyjdzie, zapominałam, że istnieje problem. Ten nie wchodził mi w drogę, a jego przełożony nic nie wspominał. Rysiek starał się unikać mnie, a ja też nie wychylałam się z inicjatywą współpracy. Gdy potrzebowałam wsparcia z działu handlowego prosiłam jego menedżera choć wiedziałam, że on zleci to Jemu. Emocje opadały, ale nie na tyle, żeby Mu zaufać. O co to, to nie! Mijały tygodnie, miesiące, aż przyszedł czas, że Rysiek zniknął. No bezczelny poszedł na urlop. I nic by w tym nie było dziwnego (w końcu ludzie na urlopy chodzą), tylko chodzi o to, że mi Go zabrakło. A kto miał mi zrobić kolejną kalkulację jak Go nie było? Kto mnie miał powitać z uśmiechem (mimo mej wredoty wrodzonej) skoro Jego nie było?

Gdzie miałam iść poplotkować na przerwie i pośmiać się do łez jak Go nie było? A kto miał odpowiedzieć czy zamówienia idą w terminie? Kto miał znaleźć w 5 sekund „nieznajdywane” w internetach??? Kto miał wykona niewykonalne? Kto? Kto? Kto? I zero odpowiedzi…bo Rysia nie było.

Okazało się, że wystarczyło Mu odpuścić. Odsunąć się od współpracy. Pozwolić działać bez ciągłego mojego nadzoru. Nie pakować się tam gdzie nie powinnam od początku. Ile to zaoszczędziłoby nam nerwów?! Tutaj muszę oddać szacunek dla Jego kierownika. Gdyby nie Ty, stracilibyśmy jednego z lepszych pracowników naszej firmy!

Jakie z tego wnioski?

  1. Zamiast krytykować niszcząc w ten sposób z dnia na dzień potencjał pracownika, spróbuj doceniać małe rzeczy, których dokonał.
  2. Nie bądź harpią. Nie rzucaj się na pracownika zaciekle. Czasami warto jest mu dać szansę zanim go zagryziesz.
  3. Złap dystans. Pomogło w naszej relacji jak nic.
  4. Miej zaufanie do swoich menedżerów. Jak Ci mówią, że jesteś w błędzie, to im zaufaj. Kto zna własnych ludzi lepiej niż oni?
  5. Wsadź w kieszeń swoje wojskowe zapędy! Hart ducha ćwiczymy w ekstremalnych sytuacjach poza firmą. W firmie mamy współpracować.
  6. Nie czyń drugiemu co Tobie nie miłe. Nie stresuj człowieka ciągłymi pytaniami, bo zejdzie na zawał a i tak lepiej pracy nie wykona w takim stresie.

Jak brzmi podsumowanie?

Dziękuję Ci Ryśku za to, że wykazałeś się niesamowitymi kompetencjami, zacisnąłeś pięści i zawalczyłeś o nas wszystkich. O siebie, aby pozostać w firmie, ale też o moją firmę, bo bez Ciebie to już nie byłoby to samo. Dziękuję, że mogę na Ciebie zawsze liczyć a Mistrz i Małgorzata jeżdżąc do klientów są spokojni, że na miejscu w komnatach wszystko gra.  A tak poważnie? Podsumowanie jest jedno. Czasami warto odpuścić i pozwolić ludziom działać. Przyglądać się i monitorować z oddali. Później siedzieć i podziwiać jakich osiągnięć dokonali. To była moja lekcja. Pokory i skruchy. I jak to mówią: lepiej późno niż wcale.  Człowiek wciąż uczy się na własnych błędach.

Małgorzata Bieniaszewska

Standardowe pytanie rekrutacyjne, czyli nuda dzisiejszych czasów.

Bez kategorii

Polacy to naród smutny i narzekający. Często zakompleksiony, co bardzo silnie ujawnia się w rozmowach rekrutacyjnych. Oczywiście, na poziomie świadomym, wszyscy jesteśmy głęboko przekonani, że myślimy o sobie dobrze, ale jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że łatwiej nam mówić o swoich słabościach i wadach niż zaletach. A jeszcze trudniej akceptować nam fakt, że inni potrafią mówić o swoich sukcesach z pełnym przekonaniem i otwartością. Taka oto lekka generalizacja…

Osobiście przekonuję się o tym na co dzień, kiedy to mówię otwarcie w czym jestem dobra. Zapytana o swoje wady mówię, iż jestem uparta w dążeniu do celu i osiągam go prawie za każdym razem. Tu „prawie” nie robi wielkiej różnicy, bo jeśli nie dziś, to za jakiś czas osiągnę go na pewno! Czyli tak czy siak wychodzi na to, że z wada przekształca się w zaletę.

Potrafię wyrażać swoje kontrowersyjne zdanie. Co jedni traktują jako wadę w świecie konformistycznym, a dla innych jest to zaletą. Tak mnie wychowano, że wycofać się w tłum, oznacza stracić szansę uczestniczenia w czymś niepowtarzalnym. Mój ojciec mawiał: Nie bądź mięsem armatnim, bo wypuszczą cię na wojnę w pierwszym szeregu i po tobie.

Kolejna wada, to planowanie z dłuższą perspektywą. Standardowo żyjemy tu i teraz, a ja, według opinii niektórych, nie potrafię cieszyć się chwilą tylko myślę o tym co będzie za kilka lat. Dla mnie to zaleta w przeciwieństwie do krótkowzroczności. Czy odbiera mi radość dnia dzisiejszego? A w życiu!

Stosuję techniki perswazji. Jedni nazwą mnie manipulatorką. Ja się z tym nie zgodzę. Bo czyż nie jest tak, że każdy z Was blefował nie raz, aby wynegocjować zakup w niższej cenie? A aby przekonać kogoś do swojej racji nie stosujecie technik perswazji? To pojęcie ma nacechowanie pejoratywne, ale merytorycznie podchodząc, nie ma z tym nic wspólnego! Być manipulatorką oznacza chcieć działać swoim zachowaniem z zamysłem na szkodę innych. Potrafić stosować techniki perswazji, oznacza uzyskać zamierzone, ale bez krzywdzenia innych.

Uwielbiam rywalizację. Już widzę te Wasze ironiczne uśmiechy. Tak, tak, to widać… A co w tym złego jeśli motywuje do działania a nie wyrządza szkody innym? Nie chodzi mi przecież o rywalizację, w której po trupach dochodzę do celu uczestnicząc w wyścigu szczurów. Tylko o podejście, w którym czuję się bardziej zmotywowana kiedy z kolegami z działu handlowego bawimy się przekomarzając ile to dzisiaj zamówień zdobyłam ja a ile oni.

Powyższe to tylko przykłady moich „wad.” Niestandardowe podejście do zalet. Polecam takowe każdemu starającemu się o pracę i nie tylko. Rozważcie swoje wady w kategoriach zalet. Nie bójcie się powiedzieć w czym jesteście dobrzy. Boicie się krytyki i zarzutu, że narcyzm to Wasze drugie imię? To lepiej być przerażoną myszką, która rozważa w ciszy swojego umysłu? I nie chodzi tu o to, aby walczyć zaciekle! Chodzi mi o to, że każdy z nas ma swoje wady i zalety. Na zadane pytanie, na rozmowie rekrutacyjnej, jakie ma pan/pani wady, ja rozpoczęłabym od tych podanych powyżej. Następnie płynnie przeszłabym do swoich kolejnych zalet, ale nie wymieniając ich z listy tylko wyjaśniając w czym jestem dobra.

Gdy miałam szesnaście lat wyjechałam na rok do szkoły w USA. Tam nauczono mnie pozytywnego myślenia o sobie. Przekazano mi zbroję, którą mam na sobie do dziś: odporność na krytykanctwo (nie mylić z krytyką!) Nie słucham opinii, które nie wnoszą nic konstruktywnego w moje życie. A jeśli nawet wysłucham obelgi pod moim adresem, to zawiść od konstruktywnej krytyki odróżniam natychmiastowo!

Pamiętajmy o jednym: mówić o sobie dobrze, to też myśleć o sobie dobrze. Jedno napędza drugie. Ludzie, którzy mają pozytywną energię są znacznie bardziej akceptowani w środowisku niż ci wiecznie narzekający. Zaś mylnie rozumiana skromność (nie powiem o swoich zaletach, bo wyjdzie, że jestem zadufana w sobie), nie prowadzi do niczego dobrego. Ani w życiu prywatnym ani zawodowym. W końcu kandydat na pracownika powinien mieć mnóstwo zalet a nie wad. Polecam gorąco takie podejście. Wtedy żyje się nam znacznie przyjemniej. Znam to z autopsji. 

Małgorzata Bieniaszewska

Zrób coś, żeby ludzie chcieli.

Bez kategorii

Zbliżały się święta Bożego narodzenia. Czas, w którym panuje zwyczaj w firmach, aby się gromadzić i siedzieć przy wigilijnym stole. Jakby spojrzeć na to z bliska, to dość szybko okazuje się, że to wyjątkowo nielubiane przedsięwzięcie w większości firm. Z jednej strony dlatego, że jak zebrać całą firmę w jednym miejscu? A  znowu dlatego, że nie każdy jest wierzący i co wtedy zrobić z tymi, których taka uczta nie dotyczy? Kolejny problem to budżet. Zaplanuj go tak, aby starczyło na jadło, a z drugiej strony tak, aby nie przesadzić. No i co z upominkami na święta? W końcu karpiowe, bony, paczki to działania, w odbiorze pracowników, wręcz  obowiązkowe. 

Jak zwykle siedziałam przy swoim biurku zastanawiając się co zrobić, aby w tym roku było inaczej. Już w tamtym roku odeszliśmy od pomysłu stołu wigilijnego. Dla mnie to była najlepsza decyzja w życiu! No bo siedź człowieku przy stole i sil się na podtrzymanie rozmowy z ludźmi, którzy mają śmierć w oczach na samą myśl, że będą siedzieć z szefem obok. Tak było kiedyś. O zgrozo! Dzięki Bogu, wiele się zmieniło. Pisałam już to wielokrotnie, ale napiszę jeszcze raz. Wymiana zespołu HR z Niezastąpioną Matką Wszystkich Dzieci na czele. Odejście Wszechwiedzącego, a na końcu firmowego Casanovy z działu jakości wpłynęły piorunująco pozytywnie na team spirit.  Człowiek to nawet czasami nie wie jakie banalne rozwiązania należy zastosować, aby zmienić nastawienie ludzi. Jak się okazało, wystarczy pożegnać się z kilkoma osobami, aby reszta zespołu odżyła .

A wracając do tematu. W tamtym roku była gala. Lepsze to niż wigilijna uczta. Ale jakaś ona taka sztywna była i bez pozytywnych emocji. No to w tym roku Aga z HRu podjęła temat razem z Karoliną z marketingu i poszły w tany! Mój pomysł to fotobudka i fakt, że chciałam zaangażować wszystkich do podsumowania. Nie tylko kierownicy działów prezentujący smutne i nudne slajdy, ale inna forma, bardziej żywa, ale też wszyscy ludzie zaangażowani. Działy miały odpowiedzieć na jedno pytanie: Co zrobiliście w tym roku dla rozwoju firmy? Forma dowolna i treść też. Efekt przedsięwzięcia mnie powalił z nóg! Różnorodność wręcz niesamowita!

Natalia z Karoliną, moje asystentki, zabiły mnie totalnie. Nata ubrana w strój strażaka rąbała w klawiaturę nieustannie, a w przerwach dochodził ryk mojego głosu: „Kaaaaaawę prooooooszę!” 

Dział HR przygotował Kalambury. Nasz zrobił skecz o tym jak nasza handlowa rodzina powiększyła się w tym roku o kolejne dziecko. W końcu 500+ zbiera żniwa.  Młody synuś biegał w pieluszce po scenie ciągnąc za sobą drewniany wózeczek. Drugi starszy w stroju Robin Hooda polował na szczury z łuku.  Mąż, jak na głowę rodziny przystało, wyznaczał kolejne kierunki podróży. A ja, matka, no cóż, w garach siedziałam.  Dział technologii nagrał film o swoich osiągnięciach z podkładem lektora o głosie programu komputerowego. Konstrukcja przygotowała konkurs z nagrodami własnoręcznie przygotowanymi. Biżuteria najwyższej klasy wg designu Jacoba Fish’a (nasz konstruktor Jakub Ryba). Osobiście wygrałam naszyjnik z zaworków do złączy i części toczonych. Istna kolia proszę państwa! Produkcja połączyła się z jakością i nagrała film akcji: „Podaj złączkę.” Jedynie dział księgowości skromnie tym razem, bo jak Eli nie było, to i dział niemrawy w wydaniu księgowego – widmo. Później wręczono nagrody naszym Rajdowym Mistrzom Polski. I moje największe zaskoczenie, to Przemek z zespołu New Message, który był niespodzianką przygotowaną przez Agę i Karolinę dla mnie. Głos nieziemski, aksamitny i tak delikatnie wrażliwy, że zapierający dech w piersi. Później poczęstunek i gwóźdź programu-foto budka. Jej, ale się naśmialiśmy. Niby to ludzie nie chcą. W opinii wielu poprzednich niedowiarków-sceptyków zbudowanie chęci w zespole do angażowania się w rzeczy poza firmowe jest niemożliwe w MB Pneumatyce. A tu od roku się okazuje, że szef ten sam, a ludzie szaleją. Tak po prostu, sami z siebie, bo chcą. Zapytałby kto o co tu chodzi? A odpowiedź jest bardzo prosta proszę Państwa. Firma to ludzie. Nie tylko szef, ale wszyscy ludzie. Szef się zmienił? Zapewne już nie ten sam skoro atmosfera inna. Ale okazało się, że po odejściu kilku osób cała firma odżyła na dobre. Mają motywację, chęci do działania, luz w swoim zachowaniu, dowcip na co dzień. Nie ma strachu przed tym, że się pojawię. Taka normalna rodzinna atmosfera. Tak, tak, wiem. Zaraz się ktoś przyczepi, że farmazony opowiadam, bo szefem jestem. No cóż, nie o to tu chodzi, że jest zawsze pięknie, bo nie jest. Ale o to, że nie zmusisz ludzi do działań ponad to co obowiązkowe w firmie, jeśli nie chcą, a nasi ludzie robią wszystko sami z siebie. Motywatorem i osobą zachęcającą ich do niestandardowych zachowań jest Aga z HR, która sama z siebie robi tyle pozytywnego zamętu, że już sama zaczęła żartować, że zakluczy drzwi do swojego pokoju, bo spokoju nie ma. Ludzie walą drzwiami i oknami. A wcześniej jak przyszła, to nie mogła uwierzyć, że do tego działu nikt nie chodzi.

Cóż, jak się okazuje po raz milionowy: firma to ludzie. Nic ponad to. Ludzie, ludzie i jeszcze raz ludzie. Tak wiele i tak niewiele zarazem. Dziękuję Wam za to, że razem tworzymy coś czego niejeden może nam pozazdrościć.

Małgorzata Bieniaszewska

Jak się żegnać, to z klasą.

Bez kategorii

Zwolnił się pracownik. Kiedyś wydarzenie, które spędzało mi sen z powiek, dzisiaj normalna kolej rzeczy. Nie powiem, żebym się cieszyła. Zawsze jest to strata dla firmy, jeśli człowiek był dobry i oddany swym obowiązkom. Jednak nie jest już to dramat, który kiedyś budził ogrom negatywnych emocji.

Menedżer podjął decyzję, że odchodzi. Nie przedłuży umowy, bo jak sam stwierdził terminowość realizacji zadań, jest jak najbardziej słusznym podejściem z mojej strony, ale on się do tego nie nadaje. Jest wolnym ptakiem. Nie potrafi się dostosować. Działa bardzo chaotycznie i rozumie, że to nie jest sposób pracy, który się sprawdzi u nas. Ostatnie zdania były dla mnie dość dużym zadziwieniem, ale przyjęłam z pokorą: „Jestem takim sobie leniem. Nie chce mi się tyle pracować. Wolę być freelancerem, który weźmie jedno zlecenie, wykona i dostanie kasę. A później może nie robić nic przez kolejne kilka dni.” Ok, szanuję szczerość-pomyślałam. Przynajmniej nie będziesz oszukiwać, że jesteś zaangażowany. Pracował do ostatniego dnia. Przekazał wszystkie zagadnienia sumiennie. Mało tego! Polecił swojego kolegę mówiąc, że ten lubi pracować i odszedł….. z klasą.

Krótko po tym wypowiedzenie złożył jego pracownik. Jak tłumaczył najpierw z różnych przyczyn osobistych, których wymieniać tu nie będę. W jednym zdaniu podsumowując: „Chciał zobaczyć jak to jest gdzie indziej.” Nie było mi to na rękę. Uznałam natomiast, że z niewolnika nie ma pracownika. Kiedyś też już sobie przyrzekłam, że kiedy pracownik będzie odchodził, to będzie moment, w którym zadam mu kilka pytań:

  1. Co jest powodem tej decyzji? Nic odkrywczego zapewne, ale jak ważna informacja dla pracodawcy na przyszłość! W końcu chcę wiedzieć czy robimy coś nie tak, co moglibyśmy poprawić.
  2. Co musiałoby się stać, aby został? Czasami ludzie nie biorą pod uwagę tego, że mają wpływ na zmiany w firmie. Podejmując decyzję o odejściu czują się bezsilni i zdemotywowani żyjąc w przekonaniu, że mimo szczerych chęci, to czego oni oczekują nigdy nie nastąpi i nawet mówienie o oczekiwaniach nie ma sensu. Natomiast to nie jest moment na negocjacje finansowe. Na to nie wyrażam zgody! Cenię ludzi, którzy przychodzą przed podjęciem decyzji chcąc porozmawiać o ewentualnej podwyżce. Tych, którzy kładą dokument na stół, traktuję jako osoby, które podjęły decyzję w tym zakresie i nie chcę negocjować w sposób przypominający szantaż. Kiedyś pozwalałam sobie na to. Dziś już nie. Przy okazji muszę zdradzić Wam jedną rzecz. Najbardziej cenię tych pracowników, którzy się nie zgłaszają w tym celu. Wiem, wiem. Pomyśleliście: Jasne! Marzenie ściętej głowy! Oczekujesz kobieto, abyśmy pracowali najlepiej za darmo, a ty radośnie będziesz nas wykorzystywać! NIE! Nie o to mi chodzi! Chodzi o to, że staram się dostrzegać ludzi w kategorii ich osiągnięć, ale też tego czy mogę na nich liczyć w każdej sytuacji. Kogo muszę prosić o to, aby został kiedy jest kryzys? A kto zostaje sam nawet nie mówiąc mi o tym? Kto utożsamia się z firmą? Ludzi, którzy żyją firmą uwielbiam doceniać sama z siebie. Ten moment zadowolenia na twarzy….bezcenny.
  3. Kolejne pytanie, które zadaję to czy decyzja jest na pewno przemyślana? Już wielokrotnie okazało się, że złożenie wypowiedzenia zostało podjęte pod wpływem chwili, a później człowiek żałuje i chętnie by się wycofał. Tylko nie wie jak. Najczęściej dzieje się to z młodymi pracownikami. Panuje pogląd, że musisz zmieniać pracę najlepiej co maksymalnie trzy lata, bo wtedy i tylko wtedy się rozwijasz. I weź ty człowieku im wytłumacz, ze takie podejście to kompletna bzdura. Lepiej co trzy lata zaczynać od nowa w środowisku nieznanym? Czy może jednak lepiej, przy założeniu, że pracodawca dba o Ciebie i Twój rozwój, pozostać w strukturach, które Ciebie doceniają? No chyba, że masz zagwarantowany na piśmie rozwój, którego obecny pracodawca Ci nie da. Wtedy rozważaj i podejmuj decyzję. Ale dopiero wtedy kiedy jest czarno na białym, a nie zapewnienia pisane palcem po wodzie.
  4. Jeśli przedyskutujemy z pracownikiem powyższe pytania i nadal jest on przekonany, że chce odejść, to konfrontujemy jego oczekiwania z moimi. Ile czasu potrzebuję ja, aby on przepracował, a ile może on? To już kwestie techniczne, ale równie ważne dla obu stron. W końcu my musimy znaleźć pracownika na jego miejsce, a on musi podjąć pracę w konkretnym terminie. Tu istotnym jest fakt, żeby pracownik był fair. Nie szanuję człowieka, który przychodzi i walnie wypowiedzenie z hasłem: Od jutra mnie nie ma. To nie jest w porządku w stosunku do mnie. Ale jeszcze bardziej nie jest ok w stosunku do kolegów, którzy z dnia na dzień muszą przejąć obowiązki odchodzącego. Warto, kochani, pamiętać, że to nie ja jestem ukarana w ten sposób tylko Wasi koledzy, którzy pracują i zostają z tym ambarasem, dzięki Wam, sami i z dnia na dzień.Wracając do mojej historii. Złożył wypowiedzenie i oznajmił, że wszystko skrupulatnie przekaże swoim kolegom w trakcie tego okresu. Faktycznie szkolił współpracowników, pokazywał i tłumaczył bardzo szczegółowo. Spędził masę czasu z kolegą, który miał przejąć jego obowiązki. Wytrwale dyskutowali i przekazywali sobie informacje. Był fair. Był bardzo fair w stosunku do firmy, do mnie a co najważniejsze do ludzi, którzy musieli po miesiącu przejąć jego zadania. Natomiast nieuchronnie zbliżał się czas końca okresu jego wypowiedzenia. Nawet nie zauważyłam, że on odchodzi. Zero zmian w jego nastawieniu do firmy! W ostatnim dniu porozmawiałam z nim otwarcie. Chciałam, żeby został. Miałam przekonanie, że podjął decyzję o odejściu pod wpływem emocji. Że wystraszył się odpowiedzialności za cały dział. Może myślał, że teraz on sam będzie się zmagał z tym wszystkim ?Rozmawialiśmy długo i otwarcie. On mówił czego oczekuje i czego się obawia. Ja mówiłam również o swoich odczuciach. Na koniec dołączył do nas jego menedżer. Chłopak bardzo go cenił za nową jakość pracy, którą wprowadził po odejściu jego poprzedniego menedżera. Podjęliśmy decyzję wspólnie. Został. Obie strony były zadowolone.Jaki z tego wniosek? Znowu mamy dowód na to, że niewiedza kieruje ludzi w stronę nieprzemyślanych decyzji. Nie wiedział co go czeka. Bał się, że odpowiedzialność za wszystkie procesy jego działu będzie tylko jego, więc postanowił uciec. Odejść dla świętego spokoju swojego. Całe życie będę się uczyć….jak rozmawiać, mówić i sprostać oczekiwaniom pracowników.
Małgorzata Bieniaszewska